Była sobie mała dziewczynka, która żyła w szczęściu na dalekiej planecie Altea, gdzie nie znano bólu, chłodu ani głodu. Otoczona zewsząd miłością dziewczyna, której na imię było Atrija wzrastała jak mała róża poród innych kwiatów. Jej planeta była zupełnie inna niż Ziemia, bardziej przyjazna, ciepła, pełna blasku i miłości. Mieszkańcy tej planety bardzo rzadko posługiwali się mową, zazwyczaj porozumiewali się między sobą za pomocą intuicji. Silnie rozwinięty czakram Trzeciego Oka, błyszczał niczym cenny szlachetny kamień na czole każdego z nich. Byli wysocy i smukli, ich ciało nie było tak gęste jak ciała Ziemian, nie posiadali krwi i kości. Byli zbudowani ze świetlistych obłoków energii. Z daleka promienieli na odległość emanując z siebie różnorodne barwy, które zmieniały się w zależności od ich nastrojów.
Atrija wzrastała na tej planecie od najmłodszych lat przesycona wspaniałą wiedzą. Jak wszyscy mieszkańcy tego kosmicznego kraju miała dostęp do wielkiej biblioteki wszechświata, w której mogła nie poznawać losy i zadania istot zamieszkujących inne systemy planetarne. A wchodząc w specjalne stany transowe jednoczyła się z umysłami słabszych i mniej rozwiniętych istot na innych planetach pomagając im w ich rozwoju. Szlachetna w swej naturze Atrija toczyła pogodne życie, nie znając jeszcze swej misji. Ponieważ posiadała umiejętność cieszenia się każdą chwilą nie dopytywała się swych mistrzów o to co jest jej przeznaczone. Spokojnie wzrastała w wiedzy i miłości czekając aż jej czas się wypełni.
Kiedyś na jej planetę przybył niezwykły wędrowiec, piękny, mądry mężczyzna o szlachetnych rysach. Miał on na imię Marco. Mężczyzna zachwycił się Atriją, od kiedy pierwszy raz ujrzał tę młodą , niewinną istotkę kreślącą tajemne znaki na pisaku. Gdy ich spojrzenia zetknęły się ze sobą, Atrija odczuła, że jego dusza wibruje dokładnie w tym samym rytmie co jej dusza bezgranicznie pokochała obcego. Zaraz potem zrozumiała jednak, ,że owy wędrowiec pochodzi z niższego systemu planetarnego i przybył na planetę Atrij tylko dzięki temu, iż rozwinął w sobie jogiczne umiejętności. W jego świecie jego ciało jest znacznie cięższe niż ciała Altean , posiada skórę, kości, krew a twarz pokrywa zarost. Ale Atrija była jeszcze za młoda, aby podejmować trwałe zobowiązania. Marco musiał wiec wrócić na swoja planetę. Przez cały ten czas Atrija myślała tylko o nim mijały lata a ona wciąż pamiętała tego niezwykłego przybysza. Jej przenikliwy umysł i czyste serce podpowiadały jej, że wróci. kiedy przyleciał po nią po latach ich miłość rozwinęła się. Energetyczne ciała kochanków rozkwitły jak tysiące pąków kwiatów, ich aury połączyły się ze sobą tworząc widoczną dla wszystkich tęczę nad głowami. Wszyscy Alteanie cieszyli się na widok tak czysto kochającej się pary. Choć wiedzieli na co skazuje ją związek z ziemskim mężczyzną. Co prawda, Marco rozwinął się znacznie bardziej niż inni mieszkańcy małej jego planety. Dzięki czemu potrafił podróżować czasoprzestrzenie i znaleźć się na Altei. To jednak dla Atriji związek z Ziemianinem był swoistym sprzeniewierzeniem się oprawom swej planety, oznaczał bowiem konieczność zejścia na niższy poziom rozwoju ze wszystkim wynikającymi z tego ograniczeniami. Atria kochała jednak całym sercem i całą duszą, Marco i była gotowa zrobić wszystko, aby zostać z wędrowcem. Atrija zwróciła się z pytaniem do Źródła co ma zrobić? Przedwieczne Światło, jakie było jedyną wyrocznią w takich sprawach zgodziło się na to, aby dziewczyna poślubiła przybysza. Atrija pożegnała swych kochającą rodzinę i innych mieszkańców Altei, a j ej wybranek obiecał im opiekę nad dziewczyną po wsze czasy. A potem oboje zaczęli przygotowywać się do przeniesienia na Ziemię w Komnacie Przemieszczenia.
Gdy Atrija i Marco weszli do Komnaty Przemieszczenia, spadł na nich fioletowy deszcz, który zaczął przeszywać ich na wskroś. To uczcie rozpalało ich wewnętrznie i dławiło wraz z dziwnym wibrującym dźwiękiem, który rozwibrowywał ich w przenikliwym tańcu. Wydawało im się, że ta krótka chwila trwa nieskończenie długo. Wtłoczona w wir fioletowego światła Atrija mogła tylko oglądać kątem oka tunele po których błyskawicznie spływała na dół w olbrzymiej szybkości. Widziała bijący blask tysiąca gwiazd, pociągającą swym ogromem kosmiczną przestrzeń. Podczas tej podróży czuła, że jest tylko jej maleńką częścią wielkiej kosmicznej całości. Wiedziała, że dokonała wyboru i nie ma już dla innej drogi. Zdawał sobie sprawę, iż ta decyzja jest zmiana jej przeznaczenia , a jej konsekwencją będzie brak możliwości powrotu na własną planetę. Ta myśl przerażała ją nieco, ale miłość do Marco wypełniła jej serce była silniejsza od strachu. Atrija chciała tylko jednego być z tym dla którego stanowił doskonałe dopełnienie , spędzić resztę krótkiego ziemskiego życia na obcej planecie na którą się udawała. Dlatego przyjmowała to swoje nowe przeznaczenie z radością i ufnością świetlistej istoty.
W końcu Atrija i jej wybranek zbliżyli się coraz bardziej do błękitne planety. Puchowe chmurzaste poduszki rozstąpiły się a oni spadali po woli, spokojnie osiadając na powierzchni planety. Atrija rozejrzała się wokół siebie, jej oczy oślepiał jaskrawy blask górującego nad planetą Słońca. Nie przyzwyczajona do tego dziewczyna zakryła twarz. Teraz czekała ją jeszcze jedna bardzo intensywna transformacja, jej ciało musiało dostroić się do ziemskich warunków, zmienić formę z energetycznej na fizyczną. A to nie było przyjemne. Skomplikowany proces transformacji trwał wiele dni wiele dni w trakcie których Atrija przechodziła w przyśpieszonym tempie kolejne etapy przemiany. Wszystko to przypominało etapy jakie przechodzi zagnieżdżony w macicy zarodek, zmieniający się w człowieka. Jej ciało pokrywało się skórą, formowało wydłużające się kości rozwijało kolejne układy. Nigdy nie zapomniała tego momentu, kiedy w jej piersiach po raz pierwszy zaczęło bić serce, pompujące przez rozgałęzione arterie gęstą mazistą krew. Maleńkie płuca rozwinęły się jak żagle statku na wietrze, skurcz przepony rozszerzył nozdrza, które nabrały pierwszego oddechu. Od tego momentu Atrija zaczęła naprawdę żyć na Ziemi. Dopiero wówczas ujrzała ziemskimi oczami swego ukochanego. On cały czas czuwał przy słabej i bezwolnej Atriji, która leżała nie mogąc dać mu żadnego sygnału. To rodzenie się na Ziemi związane było dla niej z cielesnym bólem zupełnie je j dotąd nieznanym, bo nie istniejącym na jej rodzimej planecie. To Atrija była jak nigdy szczęśliwa, szczęśliwa z tego, że są razem. Te chwile umacniały ich związek. Po siedmiu dniach Atrija pierwszy raz uniosła się ze swojego loża rozejrzała się wokół siebie, zobaczyła szałas w którym leżała. A gdy dotknęła zielonego mchu jakim wysłane było jej legowisko i odczuła nieznane jej wrażenie, przyjemność z dotykania, powąchała kwiaty i odczuła ich cudowną woń. Tu w tym skromnym szałasie w jakim nieraz medytował jej mężczyzna stała się człowiekiem i zaczęła uczyć się ludzkiej jej mowy. Atrija była pojętną uczennicą zeszła przecież na Ziemię z planety o dużo wyższym stopniu rozwoju, tak więc uczyła się i poznawała nową planetę nie rozstając się ze swym ukochanym. Kiedy była już na tyle silna wyszła z leśnego szałasu. Oglądała morskie nadbrzeże, taplała się wodzie ciesząc się nią jak małe dziecko, tu na tej ciekawej planecie wszystko było dla niej takie fascynujące takie nowe. Jej mężczyzna był podróżnikiem, często zapuszczał się na nowe lądy, handlując różnymi towarami. I kiedy Atrija nabrała sił zabrał ją w daleką morską podróż do dzikiej Afryki. Ciekawej świata młodej Ziemiance, bardzo spodobał się ten pomysł. I choć załoga szybko znużyła się długim rejsem dla Atriji każdy dzień był niezwykłym, cudownym przeżyciem. Bo każdego dnia poznawała coraz bardziej ukochanego sobie człowieka. Dziewczyna ufała mu bezgranicznie, widziała, że jest tym na kogo czekała całe wieki, jej prawdziwym dopełnieniem. A on rozważny czuły i kochający w całej jej głębi rozumiał każde jej słowo, wyczuwał najmniejsze drżenie najbardziej minimalny niepokój. Nigdy jej za to nie krytykował, zawsze reagował na jej zaniepokojenie z miłością. Gładził ją w takich sytuacjach po plecach przytulał do swej męskiej piersi, szeptał czułe słowa. Marko nigdy nie nalegał. Nigdy jej do niczego nie zmuszał swej pięknej i tkliwej żony. Po woli wprowadzał ją w miłość, rozpalając w jej ciele nie znaną jej dotąd namiętność. Uczył tajników sztuki miłości, które sam wcześniej zgłębił we wschodnich szkołach tantrycznej jogi i kamasutry. Dziewczyna oddawała się tym praktykom z zaciekawieniem i pasją typową dla młodej duszy. Wzbogacała ich intymność o znane sobie zasady kosmicznej tantry - ponadczasowego języka miłości istot z różnych planet. Kiedy jej ukochany brał ją w ramiona czuła nie tylko namiętność, ale i wszechogarniającą ekstazę. Cudowne zespolenie jakie łączyło tych dwoje powodowało, że zespalali się zatracając granice swych ciał. Stawali się jednością i szybowali w przestrzenie kosmiczne, wznosząc się na fali orgazmicznej rozkoszy. To był jedyny czas, gdy Atrija wracała do swego domu, odwiedzała rodziców i inne bliskie jej istoty które musiała zostawić.
Doświadczając tej cudownej jedności nie skażona niskimi żądzami Atrija bezgranicznie wierzyła że wszyscy ludzie są tak cudowni jak Marko. Świat chciał jednak, aby poznała także inne strony tej planety. Wkrótce po wylądowaniu na nabrzeżach Afryki załogę statku zaatakowało dzikie plemię tubylców. W nierównej walce zginęła cała załoga a Marco został ciężko ranny. Dwojgu zakochanych udało się jednak uciec z miejsca z krwawej kaźni. Osłabiony od licznych ran wlókł się wsparty na jej boku. Kiedy odeszli na tyle daleko, aby mieć pewność, że nie dosięgną ich strzały tubylców Atrija znalazła miejsce na nocleg w wydrążonym pniu gigantycznego drzewa i opatrzyła jego rany. Siedziała tak przy nim, gdy jej ukochany patrząc jak jej ukochany gaśnie na jej rękach. A ona nie mogła nic dla niego zrobić,. Marco odszedł w ciszy, a Atrija pozostała sama. Zrozpaczona dziewczyna, doświadczyła wtedy po raz pierwszy tak wielkiej udręki, przez wiele dni błąkała się po dżungli umierając ze strachu kąsana przez owady, straszona przez dzikie zwierzęta. Samotna na nowej nieznanej planecie, chodziła bez sensu i celu, pogrążona w bezkresnym smutku.
Po wielu dniach tej bezsensownej tułaczki wyczerpana i zagłodzona upadała i straciła przytomność.
Nieprzytomną Atriję znaleźli czarni tubylcy, którzy zanieśli ją do jaskini w której mieszkała stara szamanka. Gdy wiedźma zobaczyła białą dziewczyną i zjadliwie uśmiechnęła się, wiedziała bowiem, że los się do niej uśmiechnął przynosząc jej kosmiczny skarb. Starucha znała wiele praktyk uzdrawiających, poiła Atriję ją ziołami , robiła okłady leczące wszystkie jej rany. Z dania na dzień dziewczyna stawała się coraz mocniejsza coraz silniejsza i coraz częściej budziła się i uśmiechała do starej wiedźmy. Nieskażona istota o czystym sercu pokochała starą szamankę o imieniu Kabuscha. Obdarzyła ją czystą dziecięcą miłością jak matkę jak i zaufała jej bezgranicznie. Kabusza była jednak wiedźmą, której bali się ludzie, jej umysłem na przemian władało dobro i zło. Doskonale wiedziała, bowiem, że z racji kosmicznego pochodzenia potencjał dziewczyny posiada znacznie wyższe wibracje niż ziemskie. A ponieważ nie miała jeszcze następczyni zaczęła zaznajomiła Atriję z zielarstwem, nauczyła ją obserwacji księżyc i wprowadzała w tajniki magii. Kabuscha straciła bowiem już swe niezwykłe moce, a Atrija była stanowiła materiał na cudowne medium. Kiedy nadszedł odpowiedni czas Kabuscha podała swej uczennicy halucynogenne zioła, które wprowadziły ją w trans,. Bezbronna dziewczyna miotała się i tańczyła. Jej omotanym umysłem, kierowały dzikie energie a ciało wiele godzin krzyczało i wiło się w męczących konwulsjach. A obdarzona pięknym czystym sercem dziewczyna nie mogła nic zrobić, aby wyzwolić się ze swego udręczenia. Po męczącym tranie dziewczyna budziła się poraniona nie pamiętając co się z nią działo. Wtedy podstępna Kabuscha, okłamywała ja mówiąc, że z nieznanych jej powodów ta wybiegła nocą do dżungli. Starucha leczyła dziewczynę aby za jakiś czas ponownie poddać ją transom. Dziewczyna wielokrotnie poddawana była takim magicznym praktykom, nie mogąc nic na to poradzić. A gdy budziła się obolała i pełna ran, z wdzięcznością dziękowała wiedźmie za uratowanie jej życia. Ale starucha, stawała się coraz bardziej okrutna i żądna wrażeń. I wkrótce zapragnęła czegoś więcej, zechciała przywłaszczyć sobie jej piękno i młodość, aby ponownie stać się młodą. Dlatego poddawała ją okrutnym praktykom, które wyciągały z Atriji soki życiowe. Stara szamanka syciła się młodością Atrij a dziewczyna słabła. Coraz mocniejsza wiedźma wezwała na pomoc największego maga, którego skrycie kochała. I wkrótce do jaskinie w której mieszkały przybył Mahon, zwany Panem Ciemności. Jego serce było twarde jak głaz, a przez oczy wylewała się pełna grozy moc. Głos był niski i zimny i ostry jak sto sztyletów a cała jego sylwetka wielka i mroczna. Mahon zażądał, aby na jego cześć przygotowano krwawą rytualną orgię. Serce Kabuschy zatrwożyło się na tę myśl, bo choć była zła w tlił się w niej jeszcze cień dobra. Szamanka nie mogła się przeciwstawić o wiele potężniejszemu od niej gościowi. W jaskini zgromadzono kilka zniewolonych kobiet, które miały stać się ofiarami seksualnych gwałtów dziesiątek mężczyzn. Najbardziej nieskalaną i delikatną była jasnoskóra Atrija. Trudno opisać jak bardzo cierpiała odurzona halucynogennymi grzybami dziewczyna, czując zapach, obrzydliwych, lepiących się do niej mężczyzn. A każdy chciał ją mieć z racji tego, iż jest tak inna tak biała i piękna jak bogini. Atrija cierpiała tak jak nikt inny, szargana i sponiewierana, czuła że zdradza swego nieżyjącego już ukochanego. I choć wydawało się jej, że ten koszmar trwa nieskończenie długo, stało się coś niezwykłego. Czarny mag w którego sercu było same zło spojrzał w oczy Atriji i zobaczył w nich blask nadziei i kosmicznej miłości, którego nie widział nigdy w żadnych innych oczach. Tkliwe ciepło i miłość, płynące z załzawionych oczu kosmitki, sprawiło, że coś drgnęło w jego sercu. Za każdym razem, gdy potworny mag patrzył na tę niezwykłą, sponiewieraną istotę, jego zatwardziałe serce twarde kruszało. Kabuscha, która nienawidziła dziewczyny, ale i w skrytości serca darzyła ją matczynym ciepłym uczuciem, starała się chronić Atriję przed jej najczarniejszym z Magów. Ale Mistrz Ciemności zorientował się, że szamanka stoi na jego drodze do Atriji i doprowadził do śmierci Kabuschy. Gdy starucha umarła Atrija stojąc nad jej kośćmi płakała, bo znów straciła jedyną bliską sobie osobę na ziemi. Atrija płakała, wiedząc, że została bezbronna w walce ze złem. Podczas tego pożegnania w Atriji pierwszy raz wybuchł gniew. Złościła się, bo Kabuscha zostawiał ja samą na pastwę losu. - Czemu to zrobiłaś - krzyczała w myślach Atrija. Dlaczego Ty okrutna matko, w swym skąpstwie nie nauczyłaś mnie jak mam się uwolnić z tej potwornej matni - motała się w rozpaczy. Jej czysta dusza skaziła się po raz pierwszy złem, a serce zlodowaciało.
Mag zapragnął mieć Atriję dla siebie, chciał ja poślubić, aby oboje służyli ciemności. Atrija zareagowała rozpaczliwym buntem na ten pomysł. Urażony Mahon nie mógł znieść, tego, że ktoś mu się sprzeciwia i w napadzie szału uczynił z niej ofiarę okrutnego satanistycznego rytuału. Jej ciało poddawane było najgorszym tortura jakie możńa sobie wyobrazić, bite, gwałcone i ćwiartowane. Atrija umarła w straszliwych męczarniach. A ponieważ był wielkim czarnomagicznym szamanem ścigał jeszcze duszę dziewczyny w zaświatach, chcąc ją ukraść. Ten pośmiertny wyścig, był chyba najstraszniejszą rzeczą, jakiej doznała Atrija od czasu przybycia na Ziemi. Jej dusza motała się w ucieczce. Pędząc spotykała w zaświatach inne duszyczki, które nie mogły jej pomóc, bo też bały się potwornego maga. Wołała Marco, ale w swej rozpaczy nie mogła się z nim spotkać. Prosiła o pomoc swą alteańską rodzinę, ale choć ich widziała oni jej nie słyszeli jej płaczu i nie mogli przynieść jej ulgi. Umęczona wciąż odczuwała ból poniżenia, gwałtów i udręk, jakich doznała na Ziemi. Wydawało jej się, ze ta udręka nigdy się nie skończy.W końcu po długim pościgu dusza Atriji odnalazła w sobie wiarę i z nadzieją boskiego dziecka zwróciła się do Przedwiecznego Źródła Światła. A wtedy stał się cud Przedwieczne Źródło zalało ją całą światłem miłości. Najczystsza Miłość była tym czego najbardziej bał się Mahon. Tak więc dusza Atriji została ocalona. Niestety schodząc na Ziemie zmieniła ona swe przeznaczenie i nie mogła już wrócić na swoją planetę. Aby wyzwolić się z pod wpływów Ziemi musiała tu przejść pełen cykl reinkarnacyjny. Przebywając w kontakcie z Przedwiecznym Źródłem Atrija odpoczywała i podsumowywała swoje życie. Ze swego pierwszego ziemskiego wcielenia zapamiętała jak piękna może być miłość do ziemianina. Ale niestety utrwaliła też sobie to, że przez dobroć można stać się ofiarą, a mężczyźni przynoszą jedynie ból i upokorzenie. W wielu kolejnych inkarnacjach powtarzała te same błedy i choć zmieniali się czasy i ludzie ona ciągłe działała według tego samego programu. A mężczyzna kojarzył jej się jedynie z bólem i cierpieniem, partnerzy podświadomie odpowiadając na zakodowany w niej wzorzec przynosili jej głównie rozczarowania. cdn...